Eurowybory | Strona poświęcona wyborom do Parlamentu Europejskiego http://eurowybory.com.pl Mon, 29 Apr 2024 09:45:08 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.org/?v=3.5.2 Budapeszt i Warszawa na celowniku http://eurowybory.com.pl/budapeszt-i-warszawa-na-celowniku/ http://eurowybory.com.pl/budapeszt-i-warszawa-na-celowniku/#comments Thu, 08 Jul 2021 17:13:50 +0000 r.gutkowski http://eurowybory.com.pl/?p=3300 Nie ma dnia, by nie toczył się spór o jakiś kolejny pomysł, który wpadł do głów rządzącym w Polsce i na Węgrzech. W tym sporze ciągle powtarza się schemat: zdecydowana większość europejskich polityków, szefów rządów, komisarzy, posłów do Parlamentu Europejskiego wyraża sprzeciw wobec działań rządów w Warszawie i Budapeszcie, a przedstawiciele tych rządów wyrażają oburzenie, że znowu są atakowani przez liberalno-lewacką Europę, wbrew prawu, unijnym traktatom i kompetencjom, przyznanym instytucjom unijnym przez państwa członkowskie. I tak to trwa od lat. Pytanie, jaki może być finał tego sporu?

Post Budapeszt i Warszawa na celowniku pojawił się poraz pierwszy w Eurowybory | Strona poświęcona wyborom do Parlamentu Europejskiego.

]]>
Maciek

Nie ma dnia, by nie toczył się spór o jakiś kolejny pomysł, który wpadł do głów rządzącym w Polsce i na Węgrzech. W tym sporze ciągle powtarza się schemat: zdecydowana większość europejskich polityków, szefów rządów, komisarzy, posłów do Parlamentu Europejskiego wyraża sprzeciw wobec działań rządów w Warszawie i Budapeszcie, a przedstawiciele tych rządów wyrażają oburzenie, że znowu są atakowani przez liberalno-lewacką Europę, wbrew prawu, unijnym traktatom i kompetencjom, przyznanym instytucjom unijnym przez państwa członkowskie. I tak to trwa od lat. Pytanie, jaki może być finał tego sporu?

22 czerwca w Luksemburgu – po raz pierwszy od grudnia 2018 roku, jeśli chodzi o Polskę i pierwszy od grudnia 2019 roku w przypadku Węgier – odbyło się „wysłuchanie” w Radzie ds. Ogólnych w związku z procedurą ze słynnego artykułu 7 TUE. Ministrowie, a także Vera Jourová, komisarz ds. praworządności, rozmawiali o tym, co się wydarzyło w tych państwach od czasu ostatnich „wysłuchań”. Zdaniem pani komisarz: „Od tego czasu wiele się wydarzyło, niestety większość z tych wydarzeń dowodzi, że słusznie zgłaszamy nasze obawy” - mówiła po spotkaniu dziennikarzom. Jeśli chodzi o Polskę to: „W szczególności przedstawiłam obawy dotyczące legitymacji i niezależności Trybunału Konstytucyjnego, co jest jedną z głównych spraw w ostatniej propozycji Komisji i co zostało odnotowane także w 2020 roku w naszym raporcie o rządach prawa. Obawy wobec Trybunału nie zostały rozwiane”.

Ministrowie rozmawiali też o wniosku premiera Mateusza Morawieckiego do Trybunału Konstytucyjnego, by ten zbadał, czy to polskie prawo nie jest czasem nad unijnym, o liście komisarza Reyndersa, by pan premier ten wniosek wycofał, o Izbie dyscyplinarnej, która zdaniem Komisji nie jest niezależnym sądem i o tym, że 15 lipca w tej sprawie wypowie się TSUE. Zdaniem ministra Konrada Szymańskiego, który prezentował tam stanowisko polskiego rządu debata – cytuję: „nie miała żadnej istotnej wartości dodanej”.  

Więcej emocji wzbudziły Węgry, a to dlatego, że tuż przed spotkaniem w Europę poszedł komunikat o przyjętym przez węgierski parlament nowym prawie dotyczącym edukacji dzieci w takich tematach jak homoseksualizm, możliwość zmiany płci, prawa osób LGBT, etc. Dominował pogląd, że cześć zapisów tej ustawy jest nie do zaakceptowania przez cywilizowany świat, bo sklejono w niej tyle wątków, z których mogło wynikać, że np. homoseksualizm wiąże się z pedofilią. Obecny na Radzie węgierski minister Peter Szijjartó przekonywał, że to nieprawda, że „Trwa globalna kampania zbudowana na fake newsach dotyczących ustawy o ochronie dzieci” – tymczasem „99% krytykujących nie przeczytało całej ustawy”. Ale nie przekonał zebranych, bo sam przyznał, że nowe prawo zabrania udostępniania jakichkolwiek treści przedstawiających homoseksualizm lub zmianę płci dzieciom poniżej 18 roku życia w szkolnych programach edukacji seksualnej, filmach i reklamach, a to też z punktu widzenia ochrony praw mniejszości w myśl unijnych zasad jest nie do pomyślenia.

Wszystko to było jednak dopiero przygrywką do znacznie ostrzejszej batalii. Dwa dni później miało miejsce spotkanie Rady Europejskiej w Brukseli, oczywiście z udziałem węgierskiego premiera Viktora Orbana. Jeszcze przed posiedzeniem premier Holandii, Mark Rutte wypowiedział zdania, jakich do tej pory jeszcze nie słyszano: „„W tej kwestii (czyli ustawy) mam zamiar rzucić Węgry na kolana. Muszą zdać sobie sprawę, że są członkiem Unii Europejskiej, a więc członkiem wspólnoty wspólnych wartości, którą my jesteśmy, a to znaczy, że na Węgrzech, w Budapeszcie, w tym dumnym, pięknym kraju, nikt nie może być dyskryminowany i musi czuć się wolny bez względu na seksualność, kolor skóry, płeć, cokolwiek. To wynika z artykułu 2 traktatu założycielskiego Unii Europejskiej, który nie podlega negocjacjom – albo mogą się wynieść”.

Powiedział to, co wielu mówiło po cichu od dawna: Jest artykuł 50, można się z UE wypisać, jak się komuś nie podoba. Problem w tym, że się podoba, szczególnie pieniądze, które w przypadku Węgier nie tylko modernizują kraj i gospodarkę, ale też wspierają znajomych i rodzinę premiera! Szkoda z tego rezygnować, a poza tym Węgrzy jak i Polacy we wszystkich badaniach należą do największych euroentuzjastów i ani rząd w Warszawie ani w Budapeszcie nie sięgnie po artykuł 50, bo tego ludzie nie darują. Przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości, a przecież Orban ma w przyszłym roku wybory, a u nas może i wcześniej, jak tak dalej będzie szło Zjednoczonej Prawicy.

Mark Rutte mówił ostro, ale inni, często w przeszłości broniący Orbana także wskazywali, że tym razem poszedł za daleko.  Angela Merkel: „Szesnastu szefów państw, w tym ja, jasno dało do zrozumienia, że tolerancja i szacunek są kamieniami węgielnymi Unii Europejskiej i częścią naszej fundamentalnej karty praw”. A przewodnicząca KE, Ursula von der Leyen obiecała: „Będziemy chronić wszystkich obywateli, gdziekolwiek mieszkają w naszej Unii i kogokolwiek kochają”. Węgierski premier próbował stosować ten sam chwyt, co jego minister spraw zagranicznych i upierał się, że w ustawie nie ma nic takiego, co się sugeruje. Wtedy pani von der Leyen przeczytała po angielsku fragment z przyjętej ustawy, po czym – jak to później relacjonowano – zapadła cisza.

Premier Luksemburga, Xavier Bettel, który żyje w związku małżeńskim z mężczyzną mówił: „Nie stałem się gejem. Ja nim po prostu jestem, to nie jest wybór. Widzisz, ile młodych osób LGBTIQ popełnia samobójstwo. To jest bardzo złe. To [prawo] jest stygmatyzujące”. W emocjonalnej mowie mówił, że nigdy nie zapomni słów swojej matki, która na wieść, że jest gejem powiedziała, że oto straciła syna. I dodał: „Szanuję cię, ale to jest czerwona linia. Chodzi o podstawowe prawa, chodzi o prawo do bycia innym”. Niestety niewiele to dało. Węgra bronił Janez Jansa, premier Słowenii i podobno „trochę” Mateusz Morawiecki, a cała sprawa rozgrzała emocje na nowo, gdy 2 lipca w kilku stolicach europejskich podpisana została deklaracja partii prawicowych w odpowiedzi na trwającą Konferencję o Przyszłości Europy. Wśród sygnatariuszy jest PiS, FIDESZ, VOX, Bracia Włosi, Zjednoczenie Narodowe, Liga.

Informując o tym fakcie prezes Jarosław Kaczyński mówił o głębokim kryzysie, jaki trawi Europę. Jego zdaniem: „Doprowadzono do zjawisk, które nie mają nic wspólnego z założeniami Unii Europejskiej do superpaństwa, do centralizacji, do przeprowadzenia rewolucji kulturalnej, która ma zniszczyć struktury społeczne, w tym rodzinę”. Mówił o inżynierii społecznej, typowej dla znanych z przeszłości rewolucji, które ograniczały wolność. I teraz w obronie przed czymś podobnym wyjaśniał: „My tej rewolucji nie chcemy. Nie chcemy ograniczenia wolności. Nasz wspólny dokument zawiera akceptację dla Unii Europejskiej, ale przestrzega przed pewnymi zjawiskami i stawia na suwerenność narodów. Komentując to wydarzenie powracający do polskiej polityki Donald Tusk mówił, że “prezes PiS Jarosław Kaczyński podjął decyzję o zapisaniu PiS – a to oznacza w jakimś sensie o zapisaniu Polski – do obozu partii politycznych, które nie ukrywają swojej niechęci do zjednoczonej Europy, które nie ukrywają swoich takich nacjonalistycznych, przeciw wspólnotowych skłonności i tendencji“. Nie wiadomo, czy po tej deklaracji zrealizowany będzie pomysł zjednoczenia sił i zbudowania w Parlamencie Europejskim jednej grupy politycznej, która dzisiaj mogłaby stać się nawet trzecią siłą. Problem w tym, że tego typu pomysły zaraz po wyborach do PE w 2019 roku spaliły na panewce. Okazało się, że sama prawicowość nie wystarcza, by być w jednej grupie, liczą się jeszcze polityczne interesy, ambicje liderów, stosunek do Rosji Putina i do pieniędzy z rosyjskich banków. Czas pokaże.

Viktor Orban dodatkowo opublikował w formie płatnej reklamy swój tekst o Europie w kilku czasopismach. Powtórzył tezy, które głosi od dawna, że Bruksela buduje „superpaństwo”, potępił to, co nazywa „cesarstwem europejskim”, wezwał do wzmocnienia parlamentów narodowych i sprzeciwił się ściślejszej integracji europejskiej. „Parlament Europejski okazał się ślepą uliczką: reprezentuje jedynie własne interesy ideologiczne i instytucjonalne. Należy wzmocnić rolę parlamentów narodowych” – można było przeczytać w ogłoszeniu. Dla porządku trzeba zauważyć, że kilka tytułów odmówiło publikacji oświadczenia premiera mimo opłaty tłumacząc, że nie chcą dać miejsca politykowi, którego oskarżają o naruszanie praw człowieka i wolności mediów. Herman Grech, redaktor naczelny „The Times of Malta”, który nie opublikował ogłoszenia, napisał, że rząd Orbana faktycznie „wypowiedział wojnę wolnej prasie Węgier”, więc w imię solidarności z kolegami na Węgrzech nie będzie upowszechniał Orbanowej propagandy.

Podczas ostatniej sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego znowu na celowniku pojawiły się rządy w Budapeszcie i Warszawie. W czwartek, 8 lipca wieczorem, Parlament Europejski przyjął rezolucję, potępiającą homofobiczną węgierską ustawę 459 głosami za przy 147 głosach przeciwnych i 58 wstrzymujących się. Jednak, na zasadzie, że jak o Węgrzech, to musi być i o Polsce, pojawił się punkt, który brzmi: „mając na uwadze, że w 2018 r. prezydent Polski Andrzej Duda oświadczył, że rozważy inicjatywę tak zwanej ustawy o „propagandzie gejowskiej”, podobnej do przyjętej w Rosji, która zakazuje mediów, literatury i zgromadzeń LGBTIQ, takich jak Pride; mając na uwadze, że w czerwcu 2021 r. wiceminister sprawiedliwości Michał Woś ogłosił, że Polska pracuje obecnie nad ustawą mającą na celu zakaz „propagandy LGBT”… To się źle czyta, ale tak są konstruowane rezolucje, że najpierw jest dużo „mając na uwadze”, a potem „Parlament stwierdza, wzywa, apeluje”, itd.

Dyskusję poprzedziło wystąpienie pani von der Leyen, która powtórzyła, że węgierska ustawa „jest haniebna” i dla takich treści miejsca w UE nie ma. Ze strony zdecydowanej większości posłów padały głosy, że węgierskie prawo antygejowskie „nie jest odosobnionym przykładem, ale raczej stanowi kolejny celowy i zamierzony przykład stopniowego demontażu praw podstawowych na Węgrzech” i że „zorganizowana, sponsorowana przez państwo fobia LGBTIQ i kampanie dezinformacyjne stały się narzędziami cenzury politycznej przez rząd węgierski”. Dacian Cioloş, szef liberałów z grupy Odnowić Europę apelował o zatrzymanie procesu oceny węgierskiego planu odbudowy, bo przecież wiadomo, że pieniądze będą trafiały do kolegów Orbana i jego rodziny. I rzeczywiście, w czwartek pojawiła się informacja, że Komisja nie poprze wniosku Węgier o 7,2 mld euro dotacji w ramach unijnego funduszu naprawczego przed upływem terminu w dniu 12 lipca, ponieważ węgierski plan nie spełnia dwóch kryteriów oceny związanych ze środkami antykorupcyjnymi.

Dodatkowo Parlament przyjął rezolucję 529 głosami do 150, przy 14 wstrzymujących się, w której posłowie wyrazili ubolewanie, że Komisja postanowiła zastosować się do niewiążących konkluzji RE z grudnia 2020 r. i zamierza opóźnić stosowanie rozporządzenia “pieniądze za praworządność” poprzez opracowanie wytycznych dotyczących jego stosowania. Posłowie wzywają też Komisję do szybkiego zbadania wszelkich potencjalnych naruszeń zasad praworządności, „które mają lub mogą mieć poważny wpływ na należyte zarządzanie finansami z budżetu Unii”, zaznaczając, że „sytuacja w niektórych państwach członkowskich już teraz uzasadnia podjęcie natychmiastowych działań”.

Chciałoby się napisać: i tak dalej, i tak dalej. Na wszystkie te zdarzenia jedyną odpowiedzią polityków obozów rządzących jest opowiadanie o lewackiej Europie, która nienawidzi konserwatywnych polityków. We wspomnianej debacie o Węgrzech i Polsce poseł Joachim Brudziński mówił: „Ale czy to się wam podoba, czy nie Polska i Węgry są integralną częścią Europy. Jesteśmy i będziemy w Europie. Bo nikt nie dał prawa lewicy, do decydowania, kto jest Europejczykiem a kto nie”. Jak dodał, rządy w Polsce i na Węgrzech mają mocny i demokratyczny mandat, by realizować swój program, w tym również reformę wymiaru sprawiedliwości i chronić prawdziwe wartości. „Te wynikające ze Starego i Nowego Testamentu, prawa rzymskiego, filozofii greckiej, a nie lewackiego bełkotu” - wyjaśnił Brudziński. I na nic się zdają głosy, jak chociażby Philippe Lambertsa, przedstawiciela Zielonych, belgijskiego polityka, który mówił: „Ja też jestem chrześcijaninem, tyle, że dla mnie oznacza to pomoc dla uchodźców, zapisana w Biblii, oznacza szacunek dla wszystkich ludzi”. Na takie słowa poseł Patryk Jaki ma taką odpowiedź: Do śmietnika wyrzucacie naukę, doświadczenie, dorobek pokoleń i zamieniacie je na Wasze polityczne przekonania” - mówił zauważając dodatkowo, że jest to wypełnienie wizji Marksa i Engelsa, zgodnie z którą, by zbudować nową rzeczywistość, trzeba zniszczyć tradycyjne wartości i tradycyjną rodzinę.

Pora wrócić do pytania: co dalej? Jaki może być finał sporu, w którym nie już punktów stycznych, a z drugiej strony jego natężenie staje się nieznośne. Ja go nie widzę: Chętnych do wyjścia z Unii nie ma ani w PiS, ani w FIDESZ. Do zbudowania jej na własną modłę brakuje większości w każdej unijnej instytucji. Do stworzenia od podstaw nowej, alternatywnej Wspólnoty, też chyba nie starczy sił i pieniędzy. Czy „przemówienie do kieszeni”, w postaci blokowania wypłat z unijnego budżetu zachęci Kaczyńskiego i Orbana do zmiany kursu? Wątpię, raczej będą na tym budować kapitał do stopniowego powiększania eurosceptycznej grupy rodaków, aby ewentualne wyjście z UE za wiele lat nie napotykało silnych protestów. Politycy tych partii już obecnie podkreślają, że „te pieniądze po prostu się nam należą”.  A jak nam nie dadzą, to znaczy okradną nasze narody. Jedynie zmiana władzy w procesie demokratycznych wyborów może zakończyć ten konflikt. Problem w tym, że na Węgrzech już o demokratyczne wybory będzie trudno przy takiej omnipotencji partii władzy. A u nas…

Maciej Zakrocki, Strasburg

 

Post Budapeszt i Warszawa na celowniku pojawił się poraz pierwszy w Eurowybory | Strona poświęcona wyborom do Parlamentu Europejskiego.

]]>
http://eurowybory.com.pl/budapeszt-i-warszawa-na-celowniku/feed/ 0
Robert Biedroń: Nie chcę wierzyć w “polexit” http://eurowybory.com.pl/robert-biedron-nie-chce-wierzyc-w-polexit/ http://eurowybory.com.pl/robert-biedron-nie-chce-wierzyc-w-polexit/#comments Fri, 27 Nov 2020 11:22:20 +0000 r.gutkowski http://eurowybory.com.pl/?p=3176 Tylko jednego dnia rząd PiS stawiany był w PE pod pręgierzem w trzech kwestiach: prawa do aborcji, praw osób LGBT i konwencji stambulskiej. Może premier Mateusz Morawiecki ma rację twierdząc, że praworządność i jej łamanie stało się w UE „pałką propagandową”? - zapytaliśmy posła Roberta Biedronia (Wiosna, S&D), wiceprzewodniczącego Komisji PE ds. Praw Kobiet i Równouprawnienia, sprawozdawcę przyjętej w czwartek rezolucji w sprawie prawa do aborcji w Polsce podczas konferencji prasowej online, zorganizowanej przez Biuro Informacyjne PE w Warszawie.

Post Robert Biedroń: Nie chcę wierzyć w “polexit” pojawił się poraz pierwszy w Eurowybory | Strona poświęcona wyborom do Parlamentu Europejskiego.

]]>
Country, group, (bio)

Tylko jednego dnia rząd PiS stawiany był w PE pod pręgierzem w trzech kwestiach: prawa do aborcji, praw osób LGBT i konwencji stambulskiej. Może premier Mateusz Morawiecki ma rację twierdząc, że praworządność i jej łamanie stało się w UE „pałką propagandową”? – zapytaliśmy posła Roberta Biedronia (Wiosna, S&D), wiceprzewodniczącego Komisji PE ds. Praw Kobiet i Równouprawnienia, sprawozdawcę przyjętej w czwartek rezolucji w sprawie prawa do aborcji w Polsce podczas konferencji prasowej online, zorganizowanej przez Biuro Informacyjne PE w Warszawie.

- Wszystkie te kwestie pojawiają się z jednego powodu: ponieważ Polska narusza umowy, których zobowiązała się przestrzegać. Gdyby Polska nie miała problemów z przestrzeganiem praworządności, to żadna z tych kwestii nie pojawiłaby się na agendzie. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego nie było orzeczeniem instytucji unijnych, czy Parlamentu Europejskiego. Ataki na osoby LGBT są w Polsce rzeczywistością. Chęć wystąpienia z konwencji stambulskiej o przemocy wobec kobiet jest deklarowana przez polski rząd. Więc to nie Unia Europejska prowokuje te dyskusje i wszczyna odpowiednie działania, tylko rząd premiera Morawieckiego i przedstawiciele tego rządu. Problem tkwi w Polsce. To Polska ma problem z naruszaniem reguły praworządności, na którą się umówiliśmy.

- Jeśli Polska nie zgadza się z pewnymi kwestiami, to jest Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu, do którego można się zwrócić z prośbą o wyjaśnienie pewnych rozbieżności, jeśli Polska uważa, że instytucje UE nie mają kompetencji i przekraczają pewne granice umów, jakie zawarliśmy. Tego rząd premiera Morawieckiego nie robi. Mam wrażenie, że jest to raczej rozgrywka polityczna, która nie służy dobrze Polsce. W mojej ocenie jest to szkodliwe działanie. Zamiast siedzieć przy jednym stole z tymi, którzy współdecydują o przyszłym budżecie, w tym z Francją i Niemcami i innymi państwami UE, rząd premiera Morawieckiego tworzy unię polsko-węgierską. Według mnie nie jest to najsilniejsza karta przetargowa, bo wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, a nie do unii polsko-węgierskiej.

Czy Pańskim zdaniem podczas grudniowego szczytu w Brukseli premier Morawiecki zawetuje unijny budżet, by nie okazać się „miękiszonem” i jakie mogą być tego konsekwencje dla Polski, poza groźbą utraty 23 mld euro z Funduszu Odbudowy? Czy w dalszej perspektywie grozi nam „polexit”?

- Mam nadzieję, że premier Morawiecki jest twardym negocjatorem, bo ambicją wszystkich premierów Polski było do tej pory, by „wyciskać brukselkę” i przywozić z Brukseli jak najwięcej. Mam nadzieję, że ta „brukselka” będzie skutecznie wyciśnięta i tym razem, z pożytkiem dla wszystkich krajów Unii Europejskiej, w tym także Polski. Jako członek Komisji Budżetowej ciężko pracuję na to, by ten budżet był dla Polski jak najlepszy. To jest historyczny moment, ponieważ środki, jakie stosujemy, to ponad 1 bilion euro w ramach wieloletnich ram finansowych (WRF) na lata 2021-2027 oraz 750 miliardów euro w ramach Funduszu Odbudowy. Są to ogromne środki w ramach UE, których część może trafić do Polski. Już dzisiaj jest to nazywane nowym planem Marshalla, na który wszyscy czekamy w kontekście pandemii oraz kryzysu ekonomicznego i społecznego. To środki nieporównywalne w nowożytnej historii Europy. Powojenny Plan Marshalla wynosił w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze 100 mld euro. Fundusz Odbudowy jest siedmiokrotnie większy.

- Nie wierzę w to, że premier Morawiecki wróci z Brukseli na tarczy. Kibicuję mu, żeby wrócił z tarczą. Sojusz polsko-węgierski jest dla mnie całkowicie niezrozumiały. Węgry nie są mocnym graczem w UE. Siła Orbana nie jest także wielka. Boję się, że historia skończy się tak jak zwykle za rządów PiS. Victor Orban wynegocjuje swoje i pozostawi Polskę osamotnioną, a premier Morawiecki przywiezie skromny budżet, który będzie bieda-budżetem dla Polski. Tego bym nie chciał. Mam nadzieję, że Polska wróci do poważnych negocjacji z innymi krajami, a pieniądze z WRF i Funduszu Odbudowy będą także częścią polskiego budżetu. To są realne pieniądze, na które czekają Polki i Polacy. To pieniądze, których brakuje dzisiaj w samorządach na modernizację szpitali i szkół, na budowę nowych chodników i dróg, na nowe linie kolejowe, na walkę z rakiem, na sfinansowanie wielu projektów w ramach Nowego Zielonego Ładu, żebyśmy oddychali lepszym powietrzem i żebyśmy przeszli tę wielką zieloną rewolucję, tworzącą nowe miejsca pracy.

- Nie chcę wierzyć w “polexit”. Ufam, że jest to nierozsądna, ale jednak tylko gra, żeby wzmocnić swoją pozycję. To nie jest najlepsza strategia, ale zobaczymy, co z tego wyniknie. „Polexit” byłby dla Polski katastrofą. Naszą racją stanu jest pozostanie w UE. Dla nas nie ma alternatywy. Jeśli wyjdziemy z UE, trafimy automatycznie w orbitę wpływów Federacji Rosyjskiej i Kremla, tak jak Białoruś.

Roman Gutkowski

Post Robert Biedroń: Nie chcę wierzyć w “polexit” pojawił się poraz pierwszy w Eurowybory | Strona poświęcona wyborom do Parlamentu Europejskiego.

]]>
http://eurowybory.com.pl/robert-biedron-nie-chce-wierzyc-w-polexit/feed/ 0